Herbert
Jego wielkie ciało leży na łóżku, jest opuchnięte od choroby,
leków i zatrzymanej wody. Za kilka miesięcy zakończy się cierpienie i słabość. Teraz
leży i czeka na chłopca, prawie mężczyznę. Chłopak drży z podniecenia
na myśl spotkania wieszcza. Jego wiersze zna na pamięć, a niektóre potrafi
zaśpiewać. Oto historia:
Ja tam byłem w tym pokoju i widziałem blat jego biurka. Widziałem
ten blat. On leżał w łóżku, oddychał ciężko, mówił bezgłośnie po tracheotomii. W
życiu wypalał mnóstwo papierosów stąd ta choroba krtani. Okazało się, że z
powodu uroczystości w teatrze miał namalować mój portret przenikający
się z portretem Baczyńskiego. Miał również wybrać na tę okazję
wiersz, wiersz Baczyńskiego.
Przy łóżku stało krzesło. Usiadłem. Poprosił żebym na biurku, w
teczce poszukał wiersza. Pamiętam teczka była niebieska, w
niej jakieś dwanaście luźnych kartek. Zacząłem te kartki
przeglądać starannie, ale wiersza nie mogłem znaleźć. Nie ma wiersza Panie
Zbigniewie, mówię. Ten wiersz tam jest!
To, że jest pan aktorem nie znaczy, że musi pan być człowiekiem chaotycznym!!!
Wiersza nie było.
Okazało się, że jestem również po to by go przenieść z łóżka na
wózek. Taki miał plan. Podał mi dokładną instrukcję. On mi założy ręce na
szyję, ja będę lekko zgięty, on się szyi przytrzyma i na raz dwa trzy, ja
go przerzucę z łóżka na wózek. Na raz dwa trzy, jak skok zwierzęcia. Wie pan, wszystkiego czego się nauczyłem w
życiu, nauczyłem się od zwierząt. Bo sam jestem zwierzęciem. Na trzy ręce
mu się rozplątały. To nie było możliwe. Zaczął krzyczeć, że chce
rezerwować lot do Mediolanu do Herlinga-Grudzińskiego. Musiałem wyjść.
Po kilkunastu minutach zostałem poproszony do pokoju. Wołał mnie. Bałem
się, że będzie znowu chciał
przeniesienia. Wszedłem, w ręku trzymał półotwartą książkę, płakał. To
była monografia Kuklińskiego. Mam wrażenie, że okładka była czerwona. Nic nie
mówił tylko płakał. Była wiosna 1998 roku, 25 maja miał się odbyć wieczór
wybranych przez niego tekstów.
Życie nie może ci zaoferować nic lepszego niż poranek w mieście, którego
nie znasz. Idziesz sobie w tym mieście, żar papierosa ogrzewa twoją dłoń i na
tyle istniejesz. Oto życie oferuje ci najniezwyklejsze miejsce, którego nie
znasz. Miejsce, w którym nie masz oczekiwań. Idziesz w pełni otwarty na to co się przytrafi. Ale zdobądź się na
wszystko, nawet na klęskę. Kuchnia jest inna i nie sprosta. Nie podnieci. Ludzi musisz
potraktować z szacunkiem, bo każdy ma swoją historię do opowiedzenia.
Podróżnik to los. Moment to los. W życiu trzeba być czujnym. I właśnie w tym miejscu Herbert składa się w jedno z Maraiem.
Po trzech pracach z Jarockim dostrzegłem podobieństwa między nim a
Herbertem. Język zdecydowanych kompetencji. Intensywność pouczania. Dokonywanie
ogólnej oceny w detalu. Definiowanie i to w momencie słabości. Ale jako
chłopiec chciałem się temu poddać. Poddać się poecie, wieszczowi, który
odczuwał więcej, widział więcej, był utalentowany. Co nie znaczy, że geniusz
był odczuwany albo dał się zauważyć w zetknięciu. Teraz jako mężczyzna myślę,
że może należało stanąć nad łóżkiem i powiedzieć. NIE MA TEGO WIERSZA,
ROZUMIESZ!? NIE MA!! Stanowczo powiedzieć, nie dawać się oceniać.
Pięknie napisane o bardzo trudnych sprawach
OdpowiedzUsuń