Być jak Jared Leto



On ma to coś i kropka. Jest celebrytą z innego świata. Wie jak zrobić prawdziwy amerykański show. Przy Jaredzie Leto wszyscy jesteśmy grubi i brzydcy, nie umiemy śpiewać i występować. Nikt nie jest tak bardzo wyluzowany i tak pewny siebie jak on. Przynajmniej tak to widzę patrząc na niego gdy śpiewa. Chce się z nim przebywać, jest absolutnie fantastyczny, pełen empatii, pozytywnej energii, zaraża radością, bije od niego światło. Jest jak kumpel z podwórka, który nie przejdzie obojętnie obok twojej krzywdy. Pomoże, poda rękę i jak twierdzi młodzież, robi to wspierając dzieciaki z depresją.

Przyjechałyśmy z J. i naszymi córkami do Kopenhagi na  koncert Thirty Seconds To Mars do TAP.1. Kameralne i pełne światła miejsce. Wszyscy uśmiechają się do siebie, nie ma krzyków przepychanek czy zaczepek. Popołudniowy spacer po mieście i ten obraz sprawia, że czujemy się bezpieczne. Średnia wieku publiczności od 12 do 70 lat.

J. nie słucha MARSÓW wchodzi w zabawę trochę niepewnie. Jednak szybko odzyskuje równowagę. Trzyma iPhone'a, nagrywa, drugą ręką zagarnia mnie, żebym podeszła bliżej sceny
- Matki też!!! - krzyczy w trakcie koncertu, prąc do przodu - Dobrze, że zrobiłyśmy makijaż, zaraz nas wezmą na scenę!!!!!!!! - Mówi podniecona tym co się dzieje. Jared ma zwyczaj zapraszania fanów do siebie. To niezwykłe i ludzie wyciągają ręce żeby ich wybrał. Ja nie chcę wchodzić na scenę nawet do Jareda. Wolę popatrzeć. Interesują mnie reakcje innych, wolę obserwować. Przez cały koncert kogoś wybiera. To norma i publiczność jest w euforii.

Patrzę z radością na moją córkę i jej przyjaciółkę. Dziewczyny stały z flagą MARSÓW, teraz ochrona przeprowadza je przez tłum, żeby weszły na scenę. Sytuacja  z pogranicza science fiction. Przynajmniej dla mnie. Wszyscy wrzeszczą, krzyczą, za chwilę następny kawałek. Dziewczyny szczęśliwe, we łzach, stoją na scenie i robią zdjęcia, przybijają piątkę. To coś niezwykłego być tak blisko swojego idola.

Nagle to do mnie dociera  i zaczynam rozumieć, że skończyła się pewna epoka. Trudno mi  zobaczyć siebie w takiej sytuacji. I wcale nie chodzi o Jareda Leto, bo dla mnie to przede wszystkim super aktor, który dostał Oscara za film  WITAJ W KLUBIE, w którym zagrał kobietę. W tym momencie myślę o swoich idolach o Ianie Curtisie z Joy Division, Jimmy Hendrix’ie czy Jimie Morrisonie… Jak się nimi fascynowałam to już nie żyli. Ale gdybym mogła wejść na scenę gdy grali??! Chyba bym padła trupem na zawał serca! Naprawdę nie umiem sobie tego wyobrazić… nie jestem w stanie… Nigdy do głowy mi nie przyszło, że przekroczenie tej granicy jest w ogóle możliwe. A dla dziewczyn właśnie stało się możliwe.

To był wieczór spełnionych marzeń. Jestem szczęśliwa, że mogłam urzeczywistnić czyjeś. Nie tylko Jared Leto był fantastyczny, ale my wszyscy, cała publiczność. Dania to kraj szczęśliwych ludzi i tego doświadczyłyśmy w stu procentach. Czuję się odmieniona tą podróżą i dziękuję swoim współtowarzyszkom za ten czas. Niczego lepszego bym nie wymyśliła. I jeśli by mnie ktoś zapytał czy warto zostawić wszystko i wybrać się na koncert MARSÓW na pewno odpowiem, że warto, bo przecież każdy chciałby być choć przez moment, jak Jared Leto. Dostać wszystko… talent, urodę, boskie ciało, nieludzką wytrzymałość, uwielbienie tłumów, no i jak powiedziała J. - Oscara.







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Janosik - Marek Perepeczko

Sałatka Kaliny Jędrusik

Gena nie wydłubiesz